piątek, 31 lipca 2015

Harry Potter Characters Book TAG + podsumowanie lipca

Harry Potter Characters Book TAG 


   Zostałam nominowana do tej zabawy przez autorkę tagu, więc nie mogłabym tego nie zrobić. Tym bardziej, że cały wpis dotyczył będzie Harry'ego Pottera, mojej ogromnej miłości. Dziękuję KittyAilla za możliwość zrealizowania tego tagu, chociaż kiedy przeglądałam jej wersję, stwierdziłam, że to wcale nie będzie takie łatwe. 


Harry Potter - bohater powszechnie znany i rozpoznawany w swoim świecie. 
Zaczęło się bardzo przyjemnie, bo łatwym zadaniem. Katniss Everdeen, bohaterka trylogii Suzanne Collins, czyli "Igrzysk Śmierci". Mówię tutaj zwłaszcza o "Kosogłosie", gdzie ta postać stała się symbolem rebelii, ale już wcześniej, od pierwszej tomu, stała się zauważalna na każdym kroku.

Hermiona Granger - bohater, którego fascynuje nauka
Tutaj chwilę trwało zanim na coś wpadłam, ale jeśli mnie pamięć nie myli, do tej kategorii pasuje Colin Singleton z "19 razy Kathrine" Johna Greena. Przecież jest cudownym dzieckiem, a lubuje się w tworzeniu anagramów.

Ron Weasley - bohater z wielodzietnej rodziny
A tutaj miałam pewien problem, aż spojrzałam na półkę i zobaczyłam pożyczony egzemplarz "Rywalek". I pomyślałam o Aspenie, jeśli dobrze pamiętam, miał on sześcioro rodzeństwa.

Fred i George Weasley - bohater, który lubi się wygłupiać
Tylko jeden pomysł pojawił się w mojej głowie. Myślę o Allanie Karlssonie z powieści "Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął"

Artur Weasley - bohater, który eksperymentować i ulepszać różne rzeczy
Tutaj trochę nagięłam wytyczne. To tej kategorii przypasowałam Dawsona Cole'a z "Dla ciebie wszystko" spod pióra Nicholasa Sparksa. Zajmował się on naprawą samochodów, kiedy był nastolatkiem, ale raczej nie eksperymentował. Mimo wszystko nie miałam lepszego pomysłu, z wyjątkiem Leo (seria "Olimpijscy Herosi"), ale autorka tagu zdążyła go wykorzystać, a nie chciałam tego powtórzyć.

Lord Voldemort - zły bohater z nieciekawą przeszłością
Miałam pewien problem i wpadłam jedynie na pewną postać z "Morza spokoju". Myślę o osobie, która wyrządziła krzywdę głównej bohaterce, ale nie chcę napisać tu zbyt wiele, bo zdradziłabym zakończenie powieści.

Draco Malfoy - bohater, który jest przeświadczony o swojej wyższości nad innymi
Ach, Draco Malfoy, Draco, Draco, Draco. Draco!
Pomyślałam o Peterze Hayes, ale ponownie został w pewien sposób zaklepany przez autorkę tagu. I bardzo dobrze, bo dzięki temu przypomniałam sobie o Marcusie z "Ostatniej piosenki".

Syriusz Black - bohater, który jest wiernym przyjacielem
Gale z "Igrzysk Śmierci", nie wiem, co miałabym dodać. Mam wrażenie, że mało kto tej trylogii nie przeczytał, więc co się będę rozwodzić?

Peter Pettigrew - bohater-zdrajca
Moja propozycja polega na nieco innej zdradzie, bo myślę o Nikki z "Poradnika pozytywnego myślenia". Zdradziła głównego bohatera tak, jak żona może zdradzić męża. Nie tak, jak Peter zdradził Potterów.

Albus Dumbledore - bohater, który jest autorytetem dla innych.
Wpadłam jedynie na Annabeth z obu serii o bogach greckich i rzymskich Ricka Riordana. Zdecydowanie można ją uznać za pewien autorytet, jestem tego pewna.

Fleur Delacour - bohaterka, która jest typową kobietą
Nie wiedziałam, jak mam potraktować tę kategorię. Pomyślałam jedynie o Amandzie z "Dla ciebie wszystko". Przez "typową" rozumiem cechę negatywną, ale Amanda była zwykłą kobietą i nie ma w tym nic obraźliwego.

Hagrid - bohater z niebezpiecznym hobby
Margo! Margo z "Papierowych miast". Czy jej zniknięcia, nocne wyjścia i przygody były bezpieczne? Nie powiedziałabym.

James i Lily Potter - ulubiona para literacka
Percy i Annabeth. Od kiedy pamiętam uważam, że są stworzeni dla siebie. A serię tę po raz pierwszy czytałam sześć lat temu, jeśli mnie wspomnienia nie oszukują.


I nikogo nie nominuję, bo kompletnie nie mam pojęcia, kogo mogłam zaprosić do tej zabawy. Przepraszam!



A teraz mogę przejść do podsumowania lipca. Przeczytałam sześć książek przez ten miesiąc i jestem w miarę zadowolona, ale nie usatysfakcjonowana.

1. "Nigdy w życiu" - Katarzyna Grochola 
Moje pierwsze spotkanie z tą autorką, nie zakochałam się, ale nie mogę powiedzieć, że mi się nie podobało. Planuję przeczytać następne tomy.

2. "Papierowe miasta" - John Green
Przeczytane pod wpływem impulsu - Recenzja
 
3. "Tajlandia" - Martyna Wojciechowska
4. "Japonia (Kioto)" - Martyna Wojciechowska
Post o tych dwóch pozycjach pojawi się na moim blogu już jutro.

5. "Niebo odnalezione" - Katarzyna Grochola
Zbiór opowiadań tej polskiej pisarki, jestem w pewien sposób zauroczona, naprawdę. Recenzję mam już napisaną, ale jeszcze nie wiem, kiedy ją dodam.

6. "Dla ciebie wszystko" - Nicholas Sparks
Czy o tym trzeba wiele mówić? Sparks to Sparks, ja go lubię, bo uwielbiam dramaty, zwłaszcza te romantyczne. Zabieram się do pisania recnezji.


Zapraszam was do komentowania wpisu, jestem ciekawa, co o tym sądzicie. Chcecie czytać tagi? Czy interesują was moje podsumowania miesiąca?







niedziela, 26 lipca 2015

Dla Watson, czyli jak poznać dobrą książkę przez sympatię do aktorki

"Charlie" - Stephen Chbosky 

   

   Nigdy nie zrozumiem, o co chodzi z polskim tłumaczeniem tytułu, gdyż w oryginale brzmi on: "The Perks of Being Wallflower". Długo szukałam wyjaśnienia, nadal go nie mam i chyba mogę się pożegnać nawet z nadzieją na rozwiązanie tej, powiedzmy, zagadki. Od razu przypomina mi się tytuł powieści Sparksa "Dear John", który w naszym kraju przyjął wersję "Wciąż ją kocham". Czy choćby bardzo popularne "If I stay" i nasze "Zostań, jeśli kochasz". Nie rozumiem, nasuwa mi się jedynie zdanie skierowane do tłumaczy: "Mieliście jedno zadanie". I niech tak zostanie, bo ja mogę sobie to napisać, a i tak na pewno jest jakieś logiczne wyjaśnienie, innego wyjścia nie było. Na pewno. Możemy tak założyć. 

   Powieść Chbosky'ego, nie chce mi się wierzyć, że człowiek z tak ciekawym nazwiskiem jest z Ameryki, należy do powieści epistolarnych, czyli pisanych listami. Główny bohater, Charlie, wysyła je do nieznanego przyjaciela. Nadawca jest nieśmiałym i zamkniętym w sobie chłopakiem, który staje przed faktem rozpoczęcia liceum. W swoich listach porusza typowe tematy dla swojego wieku, pisze o miłości, narkotykach, seksie oraz akceptacji. W którymś momencie dowiadujemy się co jest, a właściwie było, powodem problemów Charlie'ego. A jakie ma problemy? Z samym sobą. 


   Któregoś dnia, w wakacje dwa lata temu, przeglądałam jeden z portali o filmach, szukając czegoś dla młodzieży. Zobaczyłam jeden, gdzie miała grać Emma Watson i nie mogłam wyjść z szoku, że jakoś nigdy nie dotarła do mnie informacja o tym filmie. Dlaczego? Emma Watson jest tutaj odpowiedzią, gdyż, jak mówiłam, czuję coś więcej niż tylko sympatię do "Harry'ego Pottera". Włączyłam film, zobaczyłam Logana Lermana i już wiedziałam, że spodoba mi się na pewno. Nie spodobał. Pokochałam go. 

  Nie planowałam przeczytania książki, nie przywiązywałam do tego uwagi do chwili, gdy zobaczyłam ją w księgarni. I kupiłam. 

    Czytając, trzeba przyzwyczaić się do trochę specyficznego języka, którym posługuje się Charlie. Nikogo chyba nie zdziwi fakt, że o wiele łatwiej zrozumieć jego problemy w tych listach, niż oglądając ekranizację. Nie da się nie lubić głównego bohatera, jest w nim coś uroczego i przyciągającego.

    Poznajemy historię Sam i Patricka, przyrodniego rodzeństwa, przyjaciół Charlie'ego. Ich historie są równie zajmujące, jak głównej postaci. Myślę, że do Patricka powinniśmy czuć przede wszystkim sympatię, do Sam współczucie, gdy dowiadujemy się o niej pewnych rzeczy. Jednak te uczucia mieszają się i w sumie wszyscy bohaterowie wywołują najróżniejsze emocje. Przynajmniej u mnie.

   Książkę mogę polecić osobom, które szukają czegoś lekkiego. Mimo to skłania do pewnych refleksji. I za szybko się kończy. Jest tak krótka, że aż szkoda, naprawdę.

   Wracając do filmu, nie mogę powiedzieć, że był gorszy od książki, co często można stwierdzić. Ja sama uważam, że obie formy w tym przypadku dobrze się uzupełniają. Postaci z listów Charlie'ego ożywają na ekranie tak, jak powinny. Nic dodać, nic ująć.

   Jeśli chodzi o najprzyjemniejszą dla mnie część wpisu, czyli cytaty:

1. "I przysięgam, w tamtej chwili byliśmy nieskończonością". 
Są to tak piękne słowa, zwłaszcza, kiedy wie się już, o czym jest powieść. To zdanie oddaje charakter całej przyjaźni głównej trójki bohaterów. 

2. "Akceptujemy tylko taką miłość, na jaką w naszym mniemaniu zasługujemy". 
Natomiast to zdanie po części dotyczy Sam, po części ogólnej prawdy. Myślę, że mimo iż jestem bardzo niedoświadczona, wiecie, życiowo, w tych słowach kryje się dużo prawdy. 

3. "Gotów jestem umrzeć dla siebie, ale nie będę dla ciebie żył".
Czy to nie jest słodko-gorzkie? 

4. "Wiesz, jeśli chodzi o mnie, czasem jestem szczęśliwy, a czasem smutny, i ciągle się zastanawiam, jak to jest możliwie".
Tutaj chodzi głównie o Charlie'ego i jego problem, ale czy nie tacy właśnie jesteśmy? W wieku nastoletnim tak jest, raz tak, raz tak i chyba nie da się od tego uciec. Znaczy da się, kiedy dorośniemy, ale coś mi mówi, że wtedy to będziemy chcieli wrócić. 

5. "Dziewczynie nie powinno się mówić, że jest ładna. Powinno się natomiast chwalić jej ubiór, bo wybór ciuchów zależy tylko od niej, a twarzy się nie wybiera".

6.  "Brat zawsze opowiadał kawały o Polakach, ja wiem, że to nie jest w porządku, ale odcinam tę polską część i słucham po prostu kawałów".
Lubię, kiedy czytając zagraniczną powieść, trafiam na choćby wzmianki o Polsce, tak po prostu. A tutaj są to mądre słowa. 


   Słowo na zakończenie? Ubóstwiam tę powieść. 











niedziela, 19 lipca 2015

Ciało w śniegu, czyli kryminał o wątpliwym samobójstwie


   

                   "Wołanie kukułki" - Robert Galbraith 



   Pozwolę sobie ponownie zacytować opis na tylnej okładce: "Ciało supermodelki Luli Landry zostaje znalezione pod oknem balkonu jej londyńskiej rezydencji. Policja stwierdza samobójstwo, ale brat celebrytki w to nie wierzy, dlatego zatrudnia prywatnego detektywa, Cormorana Strike'a".


    Jakoś nie wstydzę się przyznać, że kupiłam tę powieść jedynie z tego powodu, że autorką jest tak naprawdę Joanne K. Rowling. Dlaczego? "Harry Potter" to zdecydowanie zbyt duża część mojego dzieciństwa, do którego mam niemały sentyment. Dobra, nadal jestem fanką tego czarodzieja. Wydało się.

   Już wracam do Cormorana. Zacznijmy od tego, że ten tytuł powieści jest genialny, bądźmy szczerzy. Lubię, kiedy nawet sam tytuł przyciąga. Udało się.

  Słowa polecające tę powieść brzmią tak: "detektyw, jakiego dotąd nie było". Nie uwierzyłam i w sumie nadal nie wierzę. Cormoran Strike nie okazał się przełomem w tym gatunku literatury, przykro mi. Nie zmienia to jednak faktu, że jest postacią ciekawą i absorbującą. Może i faktycznie nie ma takiego, ale idę o zakład, że są podobni. Bardzo podoba mi się historia o jego przeszłości. Otóż, Strike jest synem rockowego wokalisty, który z kolei nie przyznaje się do nieślubnego dziecka, a do tego nasz detektyw jest okaleczonym weteranem wojennym.

   Historia zaczyna się w styczniu, kiedy znaleziono ciało modelki pod jej balkonem. Policja szybko uporała się z problemem, sprawa została zaszufladkowana jako samobójstwo. I wtedy pojawił się brat Luli, któremu coś nie pasowało. Spotkał się z Cormoranem, bankrutującym detektywem, a ten z kolei potrzebował pieniędzy i zabrał się do sprawy śmierci Landry.

  Podobało mi się, przez kilka dni po przeczytaniu czułam się niezręcznie, przechodząc w nocy obok balkonu. Gdzieś w środku powieści powiało nudą, w mojej skromnej opinii. Za to na koniec treść okazała się tak pociągająca, że odłożenie książki nie wchodziło w grę.

  Robert Rowling (dlaczego nie połączyć pseudonimu z prawdziwym nazwiskiem?) fantastycznie pokazał świat celebrytów. Mówi o zakłamaniu i stresie ich codzienności. Relacjach, powiązaniach, złożoności tego biznesu. Ogromny plus za ten wątek.

  Ciekawostka na dziś brzmi następująco: autor wrzucił do swojej historii nawet polską sprzątaczkę. Nieistotny fakt, bo nawet zbyt wiele to to nie wniosło, a sama postać jest po prostu głupia i przedstawia Polaków jako tych, którzy jadą do Wielkiej Brytanii tylko po to, by zmywać podłogi, ale Polka to Polka i chciałam zaznaczyć jej obecność.

   Bohaterowie żywi, Londyn klimatyczny, historia jakby prawdziwa. Nie da się nie lubić głównego bohatera, naprawdę. Specyficzny typ, ale z tych pozytywnie, umówmy się, dziwnych.

   Mogę przejść do cytatów, dziękuję!

1. "Są jakieś granice bólu, który można wytrzymać".

2. "Umarli mogą mówić jedynie ustami tych, którzy nadal żyją, i za pośrednictwem pozostawionych przez siebie śladów".

3. "(...) śmierć to nic innego jak wyjście z imprezy, (...) nie ma sensu rozpaczać, jeśli trzeba opuścić imprezę, zanim się ona skończy"

   Może nie są to słowa rewolucyjne, inne, zaskakujące. Może i cała powieść nie okazała się... przychodzi mi tu na myśl angielskie słowo masterpiece... arcydziełem. Może stała się popularna jedynie ze względu na nazwisko autorki, zwłaszcza jeśli spojrzymy na ilość sprzedanych egzemplarzy przed ujawnieniem Rowling. Może i zaliczana do tych lekkich. Może i tak. Ja myślę o niej pozytywnie, czytanie było co najmniej przyjemne i mogę ją polecić z czystym sumieniem oraz przeświadczeniem, że nie polecam czegoś, co okaże się porażką.
 


niedziela, 12 lipca 2015

Kilka słów o Zielonym Janie, czyli modne słowa


John Green

   Wybaczcie mi ten słaby żart w tytule, nie jestem z niego dumna, ale niech już zostanie. Chciałabym podsumować wszystkie, jak dotąd wydane, powieści autora, którego nawet nie chciałam poznać. John Green.



   Colin przez całe życie umawiał się tylko i wyłącznie z dziewczynami o imieniu Katherine. Nie było mowy o innych, zwłaszcza Catherine, nigdy w życiu. Tylko że był jeden problem, wszystkie go rzucały. Colin dziewiętnaście razy został porzucany, zawsze przez jakąś Katherine. I kiedy miarka się przebrała przez Katherine 19, chłopak wraz ze swoim przyjacielem, Hassanem, wybrał się w podróż. Bez żadnej już Katherine. Colin zaczął pracować nad pewnym wykresem, równaniem, dzięki któremu możliwe stanie się przewidzenie powodzenia każdego związku.
 
  Jeśli to był debiut Johna Greena, a był, to chcę takiego debiutu, kiedy wydam coś swojego. O tym fakcie dowiedziałam się dopiero jakiś czas po przeczytaniu, sama nigdy bym na to nie wpadła. Powieść jest inteligenta i dopracowana. Zabawna i z morałem. Lekko przewidywalna, ale odbieram ją pozytywnie.

   Pierwszą książką spod jego pióra, jaką dane mi było przeczytać, stała się ta pt.: "19 razy Katherine". Tak naprawdę nie miałam ochoty na Greena, bo jest zbyt modny i popularny, ale dostałam tę powieść od koleżanki, więc głupio byłoby tak po prostu zignorować. No i podobało mi się. Mimo że jest to strasznie lekkie, niewymagające większego skupienia i czysto młodzieżowe, nie jest złe. Dobrze czyta się Greena, do tego szybko, a treść  jest przystępna. Głównych bohaterów polubiłam, są naprawdę niesamowicie charakterystyczni, sama fabuła też była przyjazna, chociaż spodziewałam się czegoś innego, wnioskując z opisu.

"Ludzie powinni się przejmować. To dobrze, gdy inni coś dla nas znaczą, że za nimi tęsknimy, gdy ich zabraknie".





    Pół roku później, pod wpływem chwili i ciekawości, kupiłam "Will Grayson, Will Grayson". Bardziej interesował mnie fakt, iż jest to powieść pisana w duecie, niż nazwiska autorów. Od pierwszej strony widać, że zaczyna Green, jeśli miało się z nim styczność, przysięgam. Muszę przyznać, że bardziej podobała mi się część drugiego twórcy, Davida Levithana. Możliwe, iż po prostu dużo bardziej przypadła mi do gustu jego postać, był naprawdę ciekawą osobą. Chodziło o to, że każdy autor pisał o jednym Willu Graysonie i Will Levithana zdobył moje serce. Przemilczmy to, że był gejem. I mimo że książka do najlepszych nie należy, a spodziewałam się czegoś dużo lepszego, nie było źle. Historia może i nie fenomenalna, ale porządnie napisana, a to już coś. Książka prosta, ale z pewną ilością błyskotliwości, przyjemna. Green stworzył tu jedną niezaprzeczalnie zabawną postać, przyjaciela "swojego", Willa Greysona. Po tej książce postanowiłam, że kiedy tylko zyskam dostęp do przystępnie wyposażonych bibliotek, przeczytam całą jego twórczość, z ciekawości.

     Któregoś wieczoru w Chicago spotyka się dwóch chłopaków. Przypadkiem. Dokonują jednego odkrycia: obaj mają takie same imię i nazwisko. A przez to spotkanie ich życie się zmienia, pociąg przeznaczenia odbija w nieznanym dotąd kierunku. Całą fabułę zwieńczyć ma bardzo gejowski musical, najbardziej gejowski, jaki kiedykolwiek wystawiono na licealnych deskach teatru. 

"Kompromis polega na tym, że ty robisz to, o co cię proszę, a ja robię to, co chcesz" - z rozdziału Greena.

"jestem cały czas rozdarty pomiędzy decyzją, czy zabić siebie, czy też wszystkich wokół" - a to z rozdziału drugiego autora, Levithana. Musiałam się nim podzielić, bo oddaje moją ulubioną postać z tej powieści. Mała litera znalazła się tutaj celowo, zgadza się.





        Quentin od lat zakochany jest w jednej dziewczynie - Margo. W dzieciństwie wiele przeżyli, odkryli coś, czego nie odkrywa zwyczajna para dziesięciolatków. Teraz, kiedy oboje są w ostatniej klasie liceum, zbyt wiele ich nie łączy. Aż do momentu, gdy którejś nocy Margo odwiedza Quentina i zabiera go ze sobą, by się zemścić na pewnych osobach. A potem znika. Niby nie pierwszy raz, ale coś tutaj nie gra głównemu bohaterowi. Zaczyna jej szukać, dostaje bowiem wskazówki od samej Margo.

   Wiedziałam, że w wakacje wychodzi następna ekranizacja Greena. Wiedziałam, ale jakoś nie przywiązałam do tego uwagi. I tak miałam zamiar przeczytać "Papierowe miasta", kiedyś. Błądząc po LubimyCzytać, natrafiłam na filmową okładkę tej powieści (która jest, bądźmy szczerzy, tragiczna i beznadziejna). Jednak twarz aktora przykuła moją uwagę, sprawdziłam, kto gra w filmie. I okazało się, że to Natt Wollf. Aktor, którego kocham za rolę w "Bez miłości ani słowa". W jednej chwili zapragnęłam obejrzeć ekranizację, ale nie chciałam wiedzieć, jak potoczy się fabuła książki. I tak, pod wpływem impulsu, "Papierowe miasta" stały się pierwszą powieścią, którą przeczytałam w postaci e-booka. Książka jest podzielona na trzy części. Dwie pierwsze są naprawdę całkiem całkiem, ale bez szału. Natomiast ostatnia mnie zdobyła. Śmiałam się na głos, w niektórych momentach czułam napięcie... Spodziewałam się jednak lepszego zakończenia. Czegoś, co sprawi, że poczuję się zszokowana, mocno zszokowana. Niestety tego nie dostałam. Zakończenie było po prostu nie do przyjęcia.

  "Nigdy nic nie zdarza się tak, jak to sobie wyobrażamy".

  "Tak trudno jest odejść - dopóki się nie odejdzie. A wówczas to najłatwiejsza rzecz na świecie".



 
   Jeszcze nie skończyłam mojej przygody, a raczej podróży, bo to przecież ulubiony motyw tego autora, z Greenem. Jestem w połowie, przynajmniej na razie, zanim John zdąży napisać coś nowego. Następne 3 powieści (a właściwie dwie i coś jeszcze) opiszę w drugiej części.

    O Greenie mówi się dużo. Ciągle. Głównie pozytywnie. Zazwyczaj. A ja mogę tylko dołożyć pochwał. Co by nie mówić, ten człowiek umie pisać.


     I proszę was o słowo komentarza. Widzę wyświetlenia, ale mało które wejście kończy się zostawieniem opinii. Proszę o słowa pozytywne, które (uwaga, oklepne słowo) motywują oraz negatywne, bo dzięki nim mogę coś poprawić. Z góry dziękuję.






















niedziela, 5 lipca 2015

Milcząca i stolarz, czyli jak zmienić opinię

"Morze spokoju" - Katja Millay 

    
    Powieść, którą przeczytałam podczas trwania Bookathonu w wyzwaniu, gdzie ktoś miał mi wybrać jakąś pozycję. I tylko dlatego wzięłam się za "Morze spokoju", sama raczej bym tego nie zrobiła. Ani okładka, ani opis drugiej stronie do tego nie zachęca, przynajmniej nie mnie. Wygląda to mniej więcej tak: Nastya Kashnikov ukrywa siebie pod mocnym makijażem i niezbyt odpowiednimi ubraniami. Josh ucieka od rzeczywistości zamknięty w swoim garażu, stracił wszystkich bliskich i nie chce się do nikogo przywiązywać. Widziałam w tym prostą historię o miłości dwóch osób. Jeśli chce się tylko tego - można się zawieść. Ja jestem naprawdę zadowolona, bo nie oczekiwałam tak złożonej historii. 

  Przez pierwsze cztery rozdziały naprawdę cierpiałam, ubolewając nad stylem pisania tej powieści. Potem zaczęłam się przekonywać i gdzieś w piętnastym mogłam powiedzieć, że jest całkiem całkiem. Między dwudziestym a trzydziestym rozdziałem byłam w pełni zadowolona, bardzo mi się podobała, już do samego końca. 

  Jeśli chodzi o bohaterów - są niezwykle dopracowani, dobrze przedstawieni. Realistyczni. Barwni. Z prawdziwego zdarzenia.

   Historia wydaje się być zwyczajna, prosta, przewidywalna. Nie spodziewałam się tego, że między innymi dostanę obraz osoby poszkodowanej w wypadku (jeśli to, co się stało, można nazwać wypadkiem, a nie można). Do tego poznajemy myśli osoby zupełnie samotnej, która straciła wszystkich i wzbrania się przed zbliżaniem się do kogoś.

  Nie powaliła mnie, ale coś w niej urzeka. Jak powiedziałam, zdecydowanie od któregoś momentu podobała mi się już do samego końca. Jednak muszę powiedzieć, że w tej końcówce działo się jakby za dużo. Tworząc koło 450 stron, można dopisać jeszcze trochę i nie wciskać tak dużo fabuły na raz.

  Poczytałam trochę opinii o tej powieści, kiedy już ją skończyłam, muszę przyznać, że nie chwalę jej aż tak jak wiele innych osób. Duża część z nich była pozycją zachwycona, oczarowana, ja niestety nie. Naprawdę mi się podobała, ale nie miałam problemu z oderwaniem się od niej i nie myślałam o niej bez przerwy. Nie. Nawet nie byłam świadoma jej popularności. Na okładce znajduje się zdanie , które brzmi mniej więcej tak: "To najlepsza książka roku albo najlepsza książka w ogóle". Chodziło o rok 2013. Ktoś mocno przesadził, jeśli mnie pytacie (chociaż nie pytacie).

  Nie podoba mi się tytuł, a okładka jest beznadziejna. Jeśli ktoś czytał moje wcześniejsze recenzje, wie, że przywiązuję wagę do tego, jak książka się prezentuje. A ta prezentuje się po prostu źle. W środku jest dużo lepsza, jak już przestawimy się na ten specyficzny, dla mnie, język.

  Ogromny plus tej powieści to fakt, że nie jest nigdzie przesłodzona. Na próżno szukać czegoś takiego. Czysty realizm, prawdziwa nienawiść i prawdziwe relacje międzyludzkie.

  Jednym z bohaterów jest przyjaciel Josha, który to prowadzi życie od imprezy do imprezy, od jednej dziewczyny do drugiej. Wydaje się być zwykłym dupkiem, a jego wątek się rozwija, co jest naprawdę trafione, bez dwóch zdań.
 
  Wypisywałam sobie cytaty i zajęło mi to naprawdę dużo miejsca. Myślę, że nie utniecie mi głowy jeśli pokażę tu sporą ich część. Przedstawiłabym więcej, ale nie każdy zanotowałam i bardzo nad tym ubolewam. Zresztą i tak musiałam ograniczyć ich liczę, żeby nikogo nie zanudzić.

1. "Może nie winię się za to, co mnie spotkało, ale kiedy mówią ci, że coś wydarzyło się zupełnie przypadkowo, zarazem mówią ci coś jeszcze. Mianowicie, że wszelkie twoje działania nie mają najmniejszego znaczenia. Nie ma znaczenia, czy postępujesz odpowiednio, czy ubierasz się odpowiednio, zachowujesz się odpowiednio i przestrzegasz zasad, bo zło i tak cię dopadnie. Zło jest bardzo przedsiębiorcze i zaradne".

2. "Czasami rzeczywistość tak mocno przyciska mnie do ziemi, że dziwię się, jakim sposobem nadal jestem w stanie oderwać od niej stopy".

3. "I w tym momencie przyspieszam, biegnę przed siebie, jak najdalej od Corinthian Way i swoich absurdalnych autodestrukcyjnych myśli"

4. "Mój dom nie jest raczej pierwszym miejscem, które wybiera Drew, kiedy ucieka ze swojego. Był, kilka lat temu, ale już nie jest.  Jak podejrzewam, ma to coś wspólnego z faktem, że posiadam chromosom Y".

5. "Oboje jesteśmy na cukrowym haju".

6. "Łzy, wyzwiska, gniew, to go w ogóle nie dotyka. Ja jestem odpowiedzialny, nie chcę martwić się o cudze uczucia. Swoje własne przegrałem dawno temu, nie ma mowy, żebym mierzył się z cudzymi".


 Jeśli mogę powiedzieć coś jeszcze o tej książce to to, że była napisana tak, jak lubię. Chodzi mi o przedstawianie wydarzeń z perspektywy kilku bohaterów. W tym przypadku dwojga najważniejszych, głównych. Uwielbiam to w każdej powieści, która jest tak napisana, coś niezwykle trafionego w każdym, jak dotąd, przypadku.