czwartek, 24 września 2015

O medycynie w tle, czyli choroba umysłu

"Motyl" Lisa Genova


  Czyli książka o życiu, książka mądra, książka, która coś sobą przekazuje. Książka o kobiecie, która wykłada na Harvardzie, dużo podróżuje, odnosi sukcesy. Kobiecie, która choruje na Alzheimera o wczesnym początku.

  Jest opowieść o tym, jak wraz z postępem choroby zmienia się odbieranie takiej osoby. Jak próbuje ona zachować godność. Powieść o "sednie człowieczeństwa". 

  Opowieść o chorobie, która może dotknąć każdego i nie ma sposobu, żeby ją zatrzymać, powstrzymać albo pokonać. Sprawa bardzo delikatna i tak naprawdę rzadko poruszana. "Rzadko" w odniesieniu do na przykład nowotworów, o których mówi się wszędzie. 

  Śledzimy też stosunki Alice z jej rodziną. Widzimy męża, który ma parcie na swoją karierę. Dzieci, które mają swoje problemy i które zostały postawione przed brutalnym faktem. Też mogą zachorować, kiedyś. Czy zrobią badania, a jeśli je wykonają - jakie będą wyniki? Co zrobią z tymi wynikami? A może postanowią żyć w niewiedzy? A może... A może... A może...?

   Przeczytałam kilka książek z medycyną w tle. "Motyl" pokazuje bezsilność w obliczu Alzheimera o wczesnym początku, można tę książkę przeżyć, odczuć, gdyż pisana jest z perspektywy osoby chorej. Pokazuje walkę i zmagania, pokazuje zaniki pamięci ze strony postaci, która nie pamięta. 

  Naprawdę dobrze napisana, styl pani Genovy jest takim, do którego nie mam gdzie się przyczepić. A co przemawia na korzyść tej autorki? Jest do doktor nauk medycznych w dziedzinie neurobiologi. Ta kobieta bardzo dobrze wie, o czym pisze. Dowiedziałam się tego, gdy byłam gdzieś w połowie powieść i ta jedna informacja sprawiła, że jeszcze bardziej uwierzyłam w opisaną historię. Jeszcze bardziej ją przeżyłam.

  Mam jeden cytat. Cytat, który obrazuje jeden z problemów osoby chorej:

"Fakt, że miała Alzheimera, nie oznaczał, że nie zasługiwała już, aby zostać wysłuchaną".

piątek, 11 września 2015

Jak w siódmym niebie, czyli o miłości i nie tylko

  Na wstępie ponowię tylko moją poprzednią prośbę - komentujcie, dajcie znak, że czytacie to, co piszę. 
"Zagubione niebo" - Katarzyna Grochola



   Katarzyna Grochola - chyba każdy Polak o niej słyszał, a przynajmniej Polka. Ja do przeczytania czegokolwiek spod jej pióra zbierałam się i zbierałam. W końcu zebrałam. A to druga powieść jej autorstwa, którą poznałam. Wróć. Nie powieść. Zbiór opowiadań. Chociaż do końca pierwszego z nich myślałam, że właśnie powieść czytam. Błąd żółtodzioba.

   I nie popełniajcie mojej pomyłki, odkładając Grocholę na kiedyś tam. Polecam twórczość tej autorki, choć jeszcze dobrze jej nie znam. 

   Opowiadań mamy, niech policzę, dokładnie piętnaście. Część ma kilka stron, inne kilkanaście lub kilkadziesiąt. Głównie czytamy o kobietach, ale nie tylko. Są dobre i złe zakończenia. Wyjaśnione do końca i z otwartym zakończeniem. Nigdy nie wiadomo.

   Chociaż łatwo pomyśleć, że wiadomo. Pierwsze sześć z nich opowiada o kobietach i kończy się dobrze. Czy zdradzam fabułę? Raczej nie. Jeśli tak uważacie, wybaczcie.

   Z wszystkich opowieści nie podobała mi się jedna. Beznadziejna. Bez sensu. Nawet bez elementu zakończenia. Słaba. Od początku do końca. Ale na szczęście tylko jedna.

   Myślę, że poświęcę trochę słów każdemu opowiadaniu, bo Grochola zrobiła z tego naprawdę dobrą książkę i chcę o niej trochę pogadać.



"Feralna trzynastka" - główna bohaterka zostaje namówiona przez koleżankę na wyjazd w góry, chociaż wcale nie chce. W pociągu poznaje nieznośnego faceta, który robi sobie z niej (niewinne żarty).

"Scarlett O'Hara z Pilawki Górnej" - dziewczyna o szarych oczach, które chce coś w sobie zmienić i uciec z wioski, w której mieszka. Oraz wypadek. A do tego mężczyzna z kartonem filmów.

"Kamień szczęścia" - czyli o pewnej pani, która chodziła od wróżki do wróżki. A cel miała jeden: żeby mężczyzna jej życia do niej wrócił. I nieznośna przyjaciółka, która miała czelność wyśmiać te zabobony i wyrzucić zaczarowany kamień szczęścia!

"Taki piękny dzień dzisiaj" - o młodym małżeństwie, które nie chce być już małżeństwem. Albo i chce. Sami nie wiedzą, o co właściwie im chodzi. Ciężki jest zawód sędziego w sądzie.

"Pierwsza rocznica" - mąż nie może pojechać z nią na narty? Pojedzie sama i... spotka męża? Który...? Jak on mógł! To koniec.

"Pomyłka o wschodzie słońca" - opowiadanie, które zaczyna się bardzo pesymistycznie. Czytamy o śmierci, a potem... Jeden Mateusz już nie żyje, ale nie był jedynym Mateuszem wartym uwagi.

"Niebo pode mną" - skupiamy się na pewnym mężczyźnie. Mężczyźnie, który lata temu poznał w Chorwacji kobietę życia. Po roku mieli zacząć żyć razem. I coś się zniszczyło. Coś, co zniszczyło jego życie.

"Powrót taty" - opowieść o dziecku. O chłopcu niedocenionym, a zakochanym w poezji. O chłopcu z problemami na każdym kroku. I o jednak nie takiej okropnej matematyczce.

"Koniec lata" - o kobiecie, która zgodziła się pilnować czyjegoś domu podczas wakacji. Głupia! Jak mogła się tak załatwić. Jeszcze ten sąsiad i nieznośna kotka.

"Nieudana randka" - o złym mężu. I Jarku, który okazał się lekarzem. O lizaniu ran. O ustawionej randce.

"On jeszcze nie wie, że mnie kocha" - czyli największa porażka całej książki, jak dla mnie. Nic mi się tu nie podobało. Mężczyzna zostawia kobietę, a ona każdy jego ruch odbiera jako wahanie, do końca jest pewna, że on wróci, ale nie wraca. I nie miejcie mi za złe tego zdradzenia fabuły. Opowiadanie niewarte uwagi, jeśli mnie pytacie.

"Poprawka z rozpaczy" - "Każdy ma okazję zacząć wszystko od nowa", na tym polega ta opowieść...

"Zdążyć przed pierwszą gwiazdką" - drugie w kolejności najgorszych. Chociaż nie było znowu taką porażką. Końcówka trochę zagmatwana, a samo zakończenie niesatysfakcjonujące. 

"Cienista dolina" - samotna kobieta w sylwestra. Maseczka na twarzy i pan z zatrzaśniętymi drzwiami. A w telewizji cudowny film - "Cienista dolina"!

"Rzymskie wakacje" - o dwojgu przyjaciół. A właściwie zniszczonej relacji. Pojechali do Włoch, a po idealnych dwóch tygodniach coś ich podkusiło i wylądowali w łóżku. Ona czuje się nieswojo, myśli, że on ją wykorzystał. A czego on chce? Dowiemy się, przenosząc przy okazji do Rzymu. Do stolicy Włoch, a Włochy jako kraj skradły moje serce lata temu. Nie umiem być obiektywna, oceniając to opowiadanie. Mogła dziać się wszędzie: w Paryżu czy w Barcelonie albo na Krecie. Ale byliśmy we Włoszech, ach! 



  Jeszcze trochę słów wyjętych ze stron książki!

1. "Widać takie jest życie, że nigdy nikomu nie można zaufać. Nie można pokazać, jak bardzo jest się zranionym, bo zawsze wszyscy wykorzystają to przeciwko tobie"

2. "Samotna - to znaczy nikt jej nie chce
Samotna - to znaczy mało zaradna
Samotna - to znaczy gorsza"

3. "Tam gdzie jest strach, nie ma miejsca na miłość"

4. "Marzenia są po to, aby je spełniać. Cudze, swoje"



   Mogłabym to podsumować, mówiąc "dobre". Jednak chcę się trochę rozwinąć. Zbiory opowiadań mają pewną zaletę: nie trzeba przywiązywać do nich tak dużo uwagi, bo można jedną opowieść przeczytać na raz. I pewien minus: ciężko jest związać się z bohaterami, przeżywać razem z nimi i naprawdę ich polubić lub wręcz odwrotnie - poczuć nienawiść. Jednak cieszę się, że tę pozycję zabrałam na obóz, bo jak wiadomo ciągle coś się działo. Mogłam więc w pełni poświęcić się jednemu opowiadaniu, przeżyć je. Następnie uczestniczyć w życiu wycieczki, gdzie ciągle coś się działo. Dzięki temu nie musiałam pamiętać o szczegółach wydarzeń, bo następnym razem zaczynałam nową historię. Więc jeśli ktoś nie wie, za co wziąć się w wakacje, co zabrać na obóz, kolonię czy inny wyjazd - niech usłyszy mój krzyk: "Zagubione niebo" Katarzyny Grocholi!

  








poniedziałek, 7 września 2015

Dawka mitologii, czyli zasłużony bestseller





"Percy Jackson i bogowie olimpijscy" & "Olimpijscy herosi" - Rick Riordan



     Słowem wstępu: od dziecka lubiłam czytać, a jako dziecko zakochałam się w "Mitologii" Parandowskiego, którą naprawdę cenię sobie do dziś. Będąc gdzieś w czwartej klasie podstawówki, zostałam zaproszona na urodziny kolegi z klasy, który, jak wiedziałam, też czytał książki. Uradowana, że wiem, gdzie szukać prezentu, poszłam z mamą do księgarni. I tutaj pojawił się problem, bo nie do końca miałam pojęcie, co właściwie chciałby czytać dziesięciolatek. Ogromne brawa dla pana sprzedawcy, który polecił mi pierwszy tom "Percy'ego Jacksona", bo fantastyka to coś, co chłopców przyciąga. Przeczytałam opis i byłam jak "Mamo, to mitologia! M i t o l o g i a!". Wiedziałam, że potrzebuję tejże książki. Nie pamiętam zupełnie, jak to wyszło, ale zostałam posiadaczką wszystkich pięciu tomów pierwszej serii z Percym właśnie. I to wpłynęło na moje dzieciństwo.

    Bestseller. Specjalnie użyłam słowa, którym gardzę. A gardzę, bo na połowie książek w  byle księgarni znajduje się jedno słowo, którego funkcją jest przyciągnąć czytelnika: "Bestseller!". Jakim cudem wszystkie powieści nagle są najbardziej popularne? Nie rozumiem. 

   Wracając do Percy'ego, jeśli ktoś nie wie, o co właściwie chodzi. Rick Riordan jest ewidentnie fanem mitologii. Stworzył jedną serię z głównym bohaterem imieniem Percy Jackson. Przeniósł wierzenia starożytnych Greków do współczesnej Ameryki i tak powstało pierwsze 5 książek o tym chłopcu. Następnie powstała następna seria, która oprócz greckiej mitologii zawierała również rzymską. Pojawiają się tam nowi bohaterowie, którzy działają wspólnie z tymi z poprzednich książek. Międzyczasie Riordan wydawał inne powieści, ale to teraz nieistotne. 

  Ogólnie rzecz biorąc, wszystkie dziesięć książek jest oparte na tym samym schemacie. Główni bohaterowie walczą z potworami z greckiej mitologii. W każdym tomie zadanie wydaje się nie do przebrnięcia, ale przecież to nie jest zwykła młodzież, zawsze, jak nie trudno się domyślić, dają radę. I tak dziesięć rady. Proste i przewidywalne, ale mnie urzekło. Urzekł mnie humor Riordana. Urzekły mnie postacie, Percy jest boski w dalszych częściach, kiedy nie ma już dwunastu lat.





   I tak jak pierwsza seria jest dziecinna, mam do niej sentyment, ogromny sentyment. Chciałabym się rozpisać odnośnie tej drugiej, dojrzalszej.


"Zagubiony Heros"

   Jako dziecko nie sprawdzałam, czy autor przypadkiem nie napisał nic nowego. Dlatego moje zdziwienie było ogromne, gdy zobaczyłam tę okładkę z tym nazwiskiem w księgarni. Długo zbierałam się do zakupu, a potem, gdy leżało już na półce, sporo czasu zajęło mi sięgnięcie po nią. Wiedziałam, że nie będzie tu jeszcze Percy'ego ani Annabeth (to nie będzie zdradzanie faktów - wiadomo od pierwszej powieści, że będą razem, ludzie), a to im tak bardzo kibicowałam, więc nie chciałam czytać o innych bohaterach. Kiedy w końcu się przemogłam, byłam z siebie dumna i zła, że tak mozolnie się do tego zabierałam. Znowu pojawiają się trzej główni bohaterowie, dwóch chłopaków - Jason i Leo - oraz dziewczyna - Piper. Nawet nie wiecie, jak ona mnie irytowała. Bardzo, bardzo, bardzo. 







"Syn Neptuna"

   Złość, że tak długo zbierałam się do poprzedniego tomu, nie zmieniła faktu, iż ten również odstał swoje pół roku na półce. Wiedziałam, że tutaj pojawi się Percy, ale również byłam świadoma, że nie będzie Annabeth, mojej ukochanej bohaterki. Podobało mi się bardziej, niż "Zagubiony Heros", nie ukrywam, że powodem był Jackson, miłości moje. Tutaj również pojawia się dwoje nowych głównych bohaterów - Frank i Hazel - ich już polubiłam, więc chociaż nikt mnie irytował przez te setki stron. Dziękuję. Przy każdej powieści Riordana wiedziałam jedno - uwielbiam moment, gdy dochodzę do sceny z okładki. 










"Znak Ateny" 

   Na tę książkę musiałam czekać długi tydzień w cierpieniu po skończeniu "Syna Neptuna". Czym spowodowane były moje męki? Cała książka z Percy'm i Annabeth. Razem. W końcu. Kiedy już dostałam ją w swoje ręce, miałam ochotę wyrzuć Jasona, Leo, Franka, Hazel i Piper. Szczególnie Piper, bo zrobiła się jeszcze bardziej irytująca. A potem puknęłam się w głowę, bo Leo jest tak cudowną postacią, że bez niej nie byłoby sensu. Jason jest przystojny. A Frank i Hazel słodcy. W ostateczności mogło zostać tak, jak było, niech będzie. Książka wywoła u mnie sporo emocji, potwory robiły się coraz ciekawsze, ale nie mogę porozmawiać z wami o akcji, więc chociaż o odczuciach pomówię. Zakończenie fenomenalne, ale bolesne. Urwane i okrutne dla szarego czytelnika. 









  "Dom Hadesa" 

   Tę powieść przeżyłam zdecydowanie najmocniej. Jeśli czytaliście, wiecie o co mi chodzi. Kupiłam ją już podczas czytania "Znaku Ateny", na wszelki wypadek. Opłacało się, bo zakończenie poprzedniego tomu, jak mówiłam, było zbyt wielkim przegięciem ze strony autora. Wszystko, co chcę tu napisać, będzie jedną wielką zapowiedzią treści, ale tego nie zrobię. Tak poza tym, to cieszy mnie fakt, że Riordan przywraca tutaj postacie z pierwszej serii. Trochę się dziwię, że on się w tym wszystkim łapie, szczerze go podziwiam. Mówcie, co chcecie, ale Rick stworzył ogromną ilość treści.












"Krew Olimpu" 

  A o ostatniej części nie napiszę już nic. Tę część pozostawiam wam, moi drodzy.














   Naprawdę gorąco polecam obie serie. Jeśli jesteście bliżej lat dwudziestu, niż dziesięciu i uważacie, że pierwsza będzie zbyt dziecinna - możecie ją pominąć. Mimo to uważam, że druga jest na tyle uniwersalną i warta przeczytania, że naprawdę wam nie zaszkodzi. Do tego jeśli wystarczająco się skupicie, dosłownie naładujecie sobie głowy mitologią. Humor Riordana czasem jest po prostu "suchy", jakby na siłę wpasowujący się w młodzieżowe trendy, ale można mu to wybaczyć. Mnie zazwyczaj rozśmieszały jego żarty, przysięgam.

  Jeszcze jedno. Filmy o Percy'm Jacksonie to kompletna porażka. Jedno wielkie: "nie". Znalazłam jedną wspólną cechę książek i tego, co pojawiło się na ekranach. Mianowicie, imiona głównych bohaterów. Może filmy same w sobie nie są złe, ale jednak patrzę przez pryzmat książek. A książek jest w nich niewiele. Rozumiem prawa ekranizacji, ale nie rozumiem wymyślania własnej fabuły.













czwartek, 3 września 2015

Spacer po Jerozolimie, czyli wszystko dzięki Dince

        
 
          "Kto ze mną pobiegnie" - Dawid Grosman 

  Powieść, którą dostałam kiedyś przy okazji jakiejś prenumeraty, postawiłam na półce i tak już zostało. Nawet miałam ją w planach na te wakacje, ale plany te zupełnie porzuciłam i czytałam to, co akurat chciałam. I tak pakując się na wakacje, wybierając książki, spojrzałam na tę powieść i wpakowałam ją do plecaka razem z innymi pozycjami. A teraz zadaję sobie tylko jedno pytanie: "Dlaczego tak późno?". 

  Pokazuję okładkę filmową - tak, jest film, o tym samym tytule - z prostego powodu. Nie chcę dawać zdjęcia w złej jakości, a tylko takie widzę z tą normalną, niefilmową. Nawet nie wiecie, jak mi z tego powodu przykro.
  Literatura izraelska, chyba nikogo nie zdziwi fakt, że to moja pierwsza styczność z powieścią z tego kraju. W powieści mamy dwie główne postaci, Asafa i Tamar. On pracuje w Urzędzie Miejskim Jerozolimy i właściwie nic nie robi do dnia, gdy dostaje polecenie odnalezienia psa, który włóczy się po mieście. Jak? Asaf ma po prostu dać mu się prowadzić. Natomiast ona porzuca swoje życie, by wypełnić pewną misję. Misję, która ma miejsce na ulicach, wśród narkomanów i groźnych przestępców. Misję, która ma na celu odnalezienie jej brata. Misję, przez którą gubi się jej pies. 

  Ciężko jest mi zebrać słowa w jakiejś konkretne zdanie, żeby opisać tę powieść. Tę niesamowicie dobrą powieść. Zacznijmy od tego, że poznajemy punkt widzenia Tamar i Asafa, ale narrator jest trzecioosobowy, więc wiemy znacznie więcej niż nasi bohaterowie. 

  Bardzo podoba mi się to, jak wydarzenia zostały pokazane w czasie. Opisy sytuacji Tamar i Asafa pojawiają się naprzemiennie, na początku co kilka stron - w pierwszym rozdziale. Tylko że to, co dzieje się u Tamar, dzieje się miesiąc przed tym, co dzieje się Asafa. Myślę, że da się coś z tego zrozumieć.

  W pewnym momencie, gdy plan Tamar zaczyna działać, poznaje ona pewną Szeli, dziewczynę, która żyje na ulicy, ale niezupełnie. Zresztą nie tylko ona...  W każdym razie postać jest tak, kurczę, nie ma lepszego słowa, dobra, tak absorbująca, że mogłabym przeczytać osobną powieść o niej samej.

Mam dwa cytaty z tej pozycji, którymi bardzo chcę się podzielić.

1. "Kiedyś wiele płakałam, ale byłam pełna nadziei. Dzisiaj ciągle się śmieję, a jestem zrozpaczona"

2. "Zabiję matkę, jeśli mnie jeszcze raz urodzi"

  Koniec nie jest może zaskakujący, ale nie jestem pewna, czy mogę to oceniać. Dlaczego? Ponieważ tego dnia, gdy kończyłam "Kto ze mną pobiegnie", dowiedziałam się czegoś. Podczas wakacji zaczęłam czytać pierwszy tom "Darów anioła" - ale to zupełnie inna historia. W każdym razie tego dnia dowiedziałam się, że Clary i Jace usłyszą, że są rodzeństwem. Nic nie mogło mnie bardziej zaskoczyć, więc miałam lekko spapraną końcówkę powieści o Tamar i Asafie. Chociaż i tak wydaje mi się, że koniec nie mógł być inny i wszyscy wiemy o tym od samego początku.

  Niby lekka i młodzieżowa, a porusza.