niedziela, 28 sierpnia 2016

Kiedy życie rozpada ci się w ułamek sekundy, czyli nadrabiam zaległości

Jestem chyba ostatnią osobą na Ziemi, która przeczytała "Zostań, jeśli kochasz" Gayle Forman, przyznaję się. Nawet nie miałam tego w planach, nie ciągnęło mnie, choć zostałam zauroczona ekranizacją tej powieści. Mimo to przeczytałam i może nie jest to książka, która coś w moim życiu zmieniła, to jednak muszę powiedzieć, że była naprawdę sympatyczna.

Mia jest zakochana w Adamie oraz w wiolonczeli. Połączyła ich muzyka. Kocha swoją rodzinę, rozwija się, jest szczęśliwa. Aż do momentu, gdy wraz z rodzicami i bratem ulega wypadkowi samochodowemu. W kilka sekund staje się sierotą. Czy zechce wrócić do tych bliskich, którzy pozostali? Czy postanowi już nigdy się nie obudzić?

Co mi się podobało? Pomysł z przeplataniem dwóch historii, czyli tego, co działo się w życiu Mii obecnie oraz jej wspomnień. Wydaje mi się, że autorka wymierzyła ilość tych fragmentów idealnie, w punkt. Nie poczułam znudzenia ani podczas wydarzeń w szpitalu, ani podczas tych z przeszłości. Urzekła mnie historia jej rodziców oraz same ich postaci. A najbardziej ze wszystkiego podobał mi się fakt, że autorka nie przesadziła z romansem Adama i Mii, nie zamęczyła czytelnika ich miłością, ale doskonale oddała to, jak ważni dla siebie byli.

Co mi się nie podobało? Momentami język, ale ciężko mi stwierdzić, czy jest to wina autorki, czy polskiego tłumacza, nie wiem, jednak czasem wypowiedzi bohaterów były raczej śmieszne, w negatywny sposób. Może tylko ja to zauważyłam. Drugą rzeczą, która niesamowicie irytowała mnie przez całą powieść - Mia bardzo powoli łączyła wątki. Działo się coś nad wyraz oczywistego, a bohaterka nie była w stanie domyślić się prawdy. Nawet nie miała czego się domyślać, wszystko miała przed oczami. W momencie, w którym dziewczyna uświadamiała sobie prawdę, nie dało się już zaskoczyć czytelnika.

Znalazłam jeden cytat, który do teraz mam w pamięci. Znałam go wcześniej i jakby odnalazłam go w tej powieści:
"Uświadamiam sobie nagle, że umieranie jest proste. To życie jest trudne".

Co jeszcze mogę powiedzieć? Nie wstrząsnęło to mną, nie wytrąciło z równowagi, nie zmieniło punktu widzenia. Jednak mimo wszystko podobał mi się pomysł, choć trochę abstrakcyjny, a historia sama w sobie pozostawiła jedynie pozytywne odczucia, bo te dwie rzeczy, o których pisałam, jestem w stanie wybaczyć.

Ah, chciałabym się jakby pochwalić, a jakby trochę wyjść z propozycją. Być może kiedyś o tym tutaj pisałam, być może nie, w każdym razie tak się składa, że piszę. Piszę - tworzę własne historie. Natknęłam się w internecie na wyzwanie 1000 słów codziennie przez 100. O co chodzi w całym zamieszaniu? Tylko o to, żeby pisać. Podjęłam się go, oczywiście tylko dla siebie i samorealizacji. Pomyślałam jednak, aby od czasu do czas wrzucić tutaj coś swojego, nie tylko opowiadać o tym, co napisał ktoś inny. Czy ktoś jest zainteresowany?

Co mogę jeszcze napisać? Skomentuj, jeśli czytasz.

1 komentarz:

  1. Świetny blog, ciekawie piszesz :)
    Obserwuję,
    http://wer-pozeraczkaksiazek.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń